"Stoi na stacji lokomotywa..." Tylko remis Lecha z Ruchem w debiucie Urbana [ZDJĘCIA]
Piłkarze Lecha Poznań nie wygrali dziesiątego kolejnego meczu w Ekstraklasie. W spotkaniu przeciwko Ruchowi Chorzów w ramach 12. kolejki, w którym na ławce trenerskiej "Kolejorza" debiutował Jan Urban, lechici zremisowali 2:2.
Przerwa reprezentacyjna zastała zarówno chorzowian, jak i piłkarzy poznańskiego Lecha w głębokim kryzysie. Gra znacznie poniżej oczekiwań w kilku ostatnich kolejkach nie przynosiła punktów. Dwa tygodnie bez ligowych meczów trzeba było poświęcić na odnalezienie przyzwoitej formy. W Chorzowie postawiono na ciężkie treningi zaś w "Kolejorzu" zmienił się cały sztab szkoleniowy. Cel jednak obu klubom przyświecał ten sam - już w pierwszym spotkaniu po przerwie zdobyć trzy punkty.
Zanim kibice zdążyli zasiąść na swoich krzesełkach, podopieczni Waldemara Fornalika pokazali, że łatwo skóry nie sprzedadzą. W pierwszej minucie premierowego gola zdobył bowiem Mariusz Stępiński. Wykorzystał podanie z rzutu wolnego w wykonaniu Patryka Lipskiego i umieścił piłkę w siatce.
Następne minuty upłynęły na nieśmiałych atakach obu drużyn. Konsekwentnie konstruowane akcje zarówno Lecha, jak i Ruchu kończyły się na nogach defensorów przeciwnika lub delikatnym strzałem. Pod bramkę rywali szczególnie często próbowali przebić się Szymon Pawłowski, Kamil Mazek czy Mariusz Stępiński. Dłuższą chwilę jednak wynik nie ulegał zmianie.
Aż do 25. minuty, kiedy to drugą bramkę zdobył Mariusz Stępiński. Ten gol padł dokładnie tak samo jak poprzedni. Rzut wolny w wykonaniu Patryka Lipskiego, a potem strzał byłego widzewiaka. Piłka odbiła się jeszcze od ramienia Paulusa Arajuuriego, kolejny błąd Jasmina Buricia i Lech przegrywał u siebie już 0:2
Taki wynik nie mógł satysfakcjonować kibiców Kolejorza. Z trybun zaczęły lecieć nieprzyjemne okrzyki względem gospodarzy. Zmotywowały ich one wyraźnie do większych starań, gdyż lechici nie poddawali się. Mimo fatalnej sytuacji nadal szukali szans na zdobycie bramki. I w końcu im się to udało. Szymon Pawłowski w pięknym stylu zmniejszył różnicę bramkową z lewej strony pakując piłkę do siatki. Efektownym strzałem zaskoczył wszystkich chorzowian i przed przerwą choć trochę poprawił humory swoim fanom.
Przed premierowym gwizdkiem drugiej części gry, Jan Urban zdecydował się na dwie roszady w składzie. W szatni pozostali Maciej Gajos oraz Gergo Lovrencsics a do boju ruszyli Dawid Kownacki z Darko Jevticiem. Nie wpłynęło to zbytnio na obraz gry. Zarówno lechitom, jak i chorzowianom na pewno nie brakowało chęci, ale długo nie mogli stworzyć większego zagrożenia. Wreszcie, po godzinie gry do lepszych szans zaczęli dochodzić poznaniacy. Wpierw Szymon Pawłowski potem Darko Jevtić, a nawet Dawid Kownacki. Wszystkim jednak brakowało odpowiedniego wykończenia akcji.
Dużą stratą dla chorzowian okazała się kontuzja Macieja Urbańczyka. Młody pomocnik, który jak dotąd świetnie radził sobie z lechitami w środku boiska a razem z Patrykiem Lipskim oraz Kamilem Mazkiem tworzył widowiskowe akcje, zmuszony był opuścić murawę. W jego miejsce do gry wkroczył Maciej Iwański.
Gospodarze natomiast atakowali dalej. Kolejne niecelne strzały na bramkę Putnockiego oddawali Dawid Kownacki czy Szymon Pawłowski. Ruch zgasł, ale Lech wciąż nie potrafił tego wykorzystać. Chorzowianie praktycznie przestali wychodzić z własnej połowy i coraz chętniej dopuszczali rywali pod własną bramkę. Ci jednak przeszkadzali sami sobie nie potrafiąc umieścić futbolówki w "świątyni" Matusa Putnockiego.
Zmieniło się to dopiero w 82. minucie, kiedy to po ogromnym chaosie pod bramką gości, piłkę w siatce umieścił Marcin Kamiński. Defensorzy Ruchu stanęli. Na dziesięć minut przed końcem przy Bułgarskiej był remis.
Jan Urban widząc przewagę swoich podopiecznych nie zamierzał na tym poprzestać. Z boiska ściągnął obrońcę - Kebbę Ceesaya - a w jego miejsce wpuścił bardziej ofensywnie nastawionego Dariusza Formellę. Ten od razu ruszył do przodu prawą stroną boiska, obdarzając podaniami kolegów czających się w polu karnym.
Mimo słabej gry w końcówce zarówno defensorów, jak i praktycznie całej drużyny z Chorzowa, Lech nie zdołał zwycięsko powitać nowego sztabu szkoleniowego. Jan Urban, podobnie zresztą jak Waldemar Fornalik, nie doczekał się przełamania swoich podopiecznych. Na to trzeba będzie poczekać jeszcze co najmniej tydzień.